Nie wiem, który to już sezon z rzędu gra tak różnie nazywana przez te wszystkie lata nasza drużyna, ale pierwszy raz od niepamiętnych czasów, jeśli nie w ogóle, udało się wygrać pierwszy mecz.
Dziś zabrakło Denisa i Bacy. Pierwszy był kontuzjowany, a drugi... na grzybach. W bramce zameldował się Czesia, a na placu boju Kefir z kolegami... Od nowego sezonu nazywamy się OdżywkiMRB.pl. Nowy szyld ma wzmacniać nasz zbiorowy metabolizm. Najlepszą żywą reklamą nowego sponsora okazał się Łycha, który pojawiał się wszędzie tam gdzie była piłka.
W protokole meczowym widnieje wynik 4:1, przy czym nasz team zdobył 4 a nasi przeciwnicy tylko jedną bramkę. W rzeczywistości każda drużyna zdobyła po trzy bramki, tylko że jedna ze zdobytych przez naszych przeciwników była samobójcza, a druga niewidzialna - przynajmniej dla sędziów, którzy jej po prostu nie uznali. Piłka na chwilę rzeczywiście trafiła za linie bramkową, ale niemal natychmiast wyfrunęła stamtąd za sprawą naszego bramkarza. Byłoby 1:1 i by się zaczęło... Chwilę później Krowa indywidualnie "zapunktował" i do przerwy było 2:0. Pierwsza bramka padła po ładnej akcji Raka i strzale Kefira, piłka po drodze odbiła się od jednego z przeciwników i wpadła do bramki. Protokół meczowy desygnuje jako tę ostatnią osobę Andrzeja, z czym nie będziemy dyskutować.
Tymczasem Andrzej w realu seryjnie marnował kolejne okazje i gdyby nie fakt, że Rak zamiast do pustej bramki dwa razy ustrzelił słupek, byłby z pewnością największym pierdołą tego meczu :). Na trzy zero po indywidualnej akcji podwyższył Krzysiu, by chwilę później przysnąć przy bramce Net-Landu. Było 3:1 i znowu zrobiło się troszeczkę ciekawiej, ale jednak tylko do momentu, kiedy naładowany... dobrym samopoczuciem i dopingiem córeczki Kefir postawił kropkę nad "i" i strzelił na 4:1.
Grał jeszcze Forest, o którym warto wspomnieć, że był tego dnia i Łycha, który mimo, że swojej bramki nie ustrzelił był chyba najbardziej aktywnym graczem i to tak głodnym gry, że nie chciał niektórych kolegów dopuścić na boisko ;).