Do pierwszego meczu w nowym, 2014 Roku nasza drużyna przystępowała ze świadomością, że ewentualna wygrana da im pierwsze miejsce w tabeli. Wiedzieli też, że jeśli wszystko dobrze pójdzie fotel lidera, tym razem strzelców ma szansę objąć Denis, wystarczyło, żeby chłopak strzelił trzy bramki. Strzelił cztery. Znów najaktywniejszą postacią meczu był właśnie nasz potencjalny król strzelców, prócz bramek, zaliczył jeszcze dwie asysty, krzyczał wyłącznie na nie angażujących się w grę kolegów, nie kłócił się z sędziami (ma już trzy żółte kartki) i ogólnie sprawiał bardzo dobre wrażenie. Do jego czterech goli dorzucili po dwie bramki Kefir z Chapką i z ośmioma bramkami trudno było tego meczu nie wygrać, prawda? No nie do końca, pomimo niewątpliwych sukcesów w ataku, nasza drużyna wyjątkowo nieporadnie poczynała sobie w obronie dopuszczając przeciwników do licznych okazji. Mało tego że pięć z nich zakończyło się bramkami,przy odrobinie szczęście mogły paść następne trzy. Z drugiej strony sam Kefir zmarnował jakieś 50 sytuacji, Rak 15, Forest z 8, Andrzej trzy, a Krzysiu przynajmniej dwie. Różnica bramkowa mogła być znacznie większa, ale tak przynajmniej nie można było narzekać na nudę. Ciągle się coś działo. A nasi przeciwnicy to łapali kontakt, to znowu przegrywali dwiema, trzema bramkami.
Dzisiaj na ławce siedział kontuzjowany Michał Wereda, a w ogóle nie przyszedł Łycha, którego wypożyczyliśmy na pół roku na Orlik ;).