Tym razem padły dwie bramki, jedną strzelił Denis, drugą Rak. Jedną widziały panie protokolantki, a drugą czujne oko naszej kamery. Jak łatwo z powyższego wywnioskować mecz zakończył się wynikiem 1:0 dla naszych chłopców.
Drugi mecz, a odzywkiMRB.pl wystawiły skład wystarczający na rozegranie pełnometrażowego meczu na wielkim boisku. Zmian zatem było sporo, od razu zawiązała się kolejka jak u kardiologa i każdy wiedział po kim wchodzi, zaś termin wizyty na boisku zdawał się być równie odległy. Każdy miał swoje pięć minut i w tym wypadku nie jest żadna przenośnia. Trzeba było zasuwać ile sił w nogach zmienić się i czekać... Niektórym nie specjalnie się to oczekiwanie podobało i... co tu powiedzieć - marudzili.
Czwórki w polu były najróżniejsze i trudno ocenić, które zestawienie było najlepsze. Chociaż nie - najlepszym było oczywiście to, które zdołało wepchnąć piłkę między słupki przeciwników. Wspomnianą dwójkę uzupełniali Kefir i Chapka. Obaj z resztą mieli swój udział w zdobytym golu, pierwszy uczestniczył w przejęciu i rozegraniu z Denisem piłki, a drugi dzielnie kolegów dopingował z bezpiecznej odległości 30 metrów. Denis mocno strzelił a Rak będąc przed pustą bramką tylko przyłożył nogę. Nie wiemy czy piłka i tak by wpadła, ale na pewno na tyle zmieniała tor lotu, że trafienie zaliczamy starszemu z naszych napastników. Ten sam kwartet później desperacko bronił się przed nawałnicą przeciwników i trzeba przyznać, że chłopcy mieli więcej szczęścia niż rozumu, a o sytuacji, w której napastnik Rafmedu dwukrotnie uderzył w słupek on może będzie śnił po nocach, my zaś na pewno dość szybko zapomnimy.
Nie obyło się też bez kontrowersji. Gdzieś w 30 minucie w pole karne Rafmedu wpadł Michał Wereda i miast wpakować piłkę miedzy słupki został brutalnie sprowadzony na Ziemię. Faul był ewidentny, ale sędzia miał jakąś swoją wizję meczu, w której nie mieścił się wariant strzelającego Foresta czy Denisa z linii ciągłej pola karnego do przerażonego tym faktem bramkarza. Michał opuścił plac gry i na boisko nie wrócił, kontuzja jednak nie jest na tyle poważna by miał nie zagrać w następnym meczu.
Ze wszystkich zawodników naszej kadry na placu boju nie zameldował się jedynie Baca (zdaje się znów na grzybach), który sam wyznaczył dla siebie rolę strażaka, który pojawia się w momencie, kiedy jest trochę więcej czasu do grania. Z pośród tych co zagrali najbardziej wyróżnił się Czesia, który może bramki nie strzelił, za to tyle razy wyratował naszą drużynę z opresji, że możemy go uznać za pełnoprawnego ojca zwycięstwa w drugiej kolejce drugiej ligi ChLF nad zespołem Rafmed w dniu 28 września 1:0. Mimo tego zwycięstwa i kompletu punktów na koncie spadliśmy o jedno miejsce, gdyż nasi w tej kwestii konkurenci - Krzysztof Moto - zdobyli więcej bramek.